poniedziałek, 23 października 2023

Rozmowy ze sportowcami: Kacper Wróblewski

Kacper Wróblewski w świetnym stylu wrócił za kierownicę rajdówki i wygrał Rajd Wisły oraz Rajd Śląski, a także był blisko triumfu w Rajdzie Rzeszowskim. Kierowca ORLEN Team przyznaje, że bardzo brakowało mu jazdy, jednak dostrzegł pozytywy w swojej 10-miesięcznej przerwie.

Z powodów osobistych Kacper Wróblewski przez blisko rok nie uczestniczył w rajdach. Po powrocie do swojej Skody z kapitalnej strony pokazał się w trzech kolejnych rajdach, a to nie koniec jego planów na końcówkę sezonu 2023. W specjalnej rozmowie Wróblewski opowiada o rozbracie z samochodem, a także o tym, jak był o włos od wypadku na ulicy koło domu rodzinnego.

 Na początku wielkie gratulacje z okazji udanych występów w ostatnich rajdach. Dla ciebie Rajd Wisły był szczególny ze względu na położenie. A czy ulubiony?

Kacper Wróblewski: To na pewno rajd, który wiele dla mnie znaczy. To dzięki niemu zakochałem się w rajdach, a trasa co roku wiodła w okolicach mojego domu. Moja rodzina nie była zbyt związana z motorsportem, ale na przełomie wieków rajdy były bardzo popularne w Polsce. A skoro taka impreza odbywała się w pobliżu, to tata zabierał mnie na nią zabierał. Mogłem oglądać najlepszych kierowców w Polsce, ale i Europie. Po kilkunastu latach wygranie takiego rajdu to dla mnie duże wydarzenie.

W Rajdzie Wisły na jednym z odcinków mijałeś dom rodzinny. Miałeś to w głowie przed trasą albo na trasie?

Nie ukrywam, że emocje były duże. Od startu do mojego rodzinnego domu było około kilometra. Padał deszcz i było ślisko. Koło zakrętu na moją ulicę wpadłem w poślizg. Pomyślałem sobie, że nie mogę wylecieć z trasy koło własnego domu. Kiedyś przejeżdżałem ten odcinek kilka razy tygodniowo. Oczywiście jazda rajdówką a samochodem cywilnym to dwa różne światy. Teraz dojeżdżałem do zakrętu i miałem 180 na prędkościomierzu.

Znajomość trasy to duży handicap dla kierowcy?

Myślę, że tak, ale z drugiej strony inni kierowcy jadą zupełnie nieświadomi na bazie tego, co sobie opisali. Ja kiedyś jeździłem po tych drogach i miałem w głowie, że wpadłem tam do rowu albo zimą w zaspę. Koledzy jadą na „nieświadomce” i mogą jechać szybko. Czasami daje to efekty.

A jakie miałeś odczucia podczas całego rajdu?

Wyobrażałem to sobie, gdy byłem dzieckiem, a teraz to marzenie się spełniło. Kibiców było mnóstwo, także moja rodzina i dziadkowie, którzy nigdy nie byli na rajdzie. Miałem okazję pokazać, jak to wygląda.

Dla ciebie szczególne były okoliczności, bo za kierownicę rajdówki wróciłeś niedługo wcześniej po długiej przerwie. Liczyłeś, że forma po powrocie będzie aż tak dobra?

Szczerze mówiąc to nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobrze już w pierwszym rajdzie. W Rajdzie Rzeszowskim postanowiliśmy z pilotem, że nie będziemy ryzykować, a udało się już od pierwszego odcinka notować dobre czasy. Byłem zaskoczony, bo w rajdówce nie siedziałem 10 miesięcy. Każdy kto uprawia sport, nie tylko rajdy, wie chyba, że taka przerwa mocno odbija się na formie i funkcjonowaniu.

Dużą rolę oprócz formy sportowej i samej jazdy odgrywa sfera mentalna. Chyba się zgodzisz?

Przygotowanie to jedno, ale komfort psychiczny to druga rzecz. Po moim powrocie komfort było dużo większy. Poukładałem niektóre rzeczy w głowie trochę inaczej i mogłem skupić się na jeździe. Rajdy to nie tylko jazda, ale także głowa. Pamiętajmy, że jedziemy autem wartym ponad milion złotych. To ogromna odpowiedzialność, bo ma się w głowie, żeby niczego nie uszkodzić. Nawet lusterko kosztuje 300 euro.

Teraz udało ci się o tym zapomnieć i jechać po swojemu? Luz pomógł zapomnieć o presji związanej z małym marginesem błędu?

Dokładnie tak. Wcześniej sporo rzeczy wywoływałem sam. Chęć pokazania się z dobrej strony i zakończenia rajdu w czołówce powodowały małe błędy. Nikt tego ode mnie nie oczekiwał, ale ja sam od siebie tego wymagałem. Wypadków w ostatnich latach mieliśmy mało - ale drobne błędy jak guma po zahaczeniu o kamień czy drobne przestrzelenie zakrętu się przytrafiały. W Mistrzostwach Polski i krótkich rajdach takie błędy były kosztowne, bo różnice są bardzo małe. Pozbawiało nas to walki o zwycięstwo w rajdzie.

A przez te kilkanaście miesięcy mocno brakowało ci rajdówki? Szukałeś jakiejś alternatywy czy raczej uczyłeś się życia bez niej?

To był bardzo trudny okres, na pewno jeden z cięższych w moim życiu. Bardzo brakowało mi rajdów, ale z drugiej strony chwila przerwy w pewnych kwestiach mi pomogła. Doceniłem to, co mam. Powrót ucieszył mnie podwójnie. Podczas przerwy sporo czasu spędzałem w symulatorze, by w momencie pojawienia się zielonego światła wsiąść za kierownicę.

Ale doceniłem też inne rzeczy, na które w ostatnich latach nie miałem przez rajdy czasu. Więcej czasu spędziłem z rodziną. Nie mówię, że nie robiłem tego wcześniej, ale w normalnym sezonie nawet gdy jestem w domu, moja głowa jest trochę na rajdach. Cały czas myślę, co zrobić i jak się przygotować do danego rajdu. Pamiętajmy, że start w rajdzie to nie tylko jazda, ale i całe przygotowania, zbudowanie teamu, zajęcie się oponami i krótko mówiąc - spore wyzwanie logistyczne. Jesteśmy małym zespołem. Nie mam ludzi od PR-u czy mediów społecznościowych. Pomaga mi Kuba, mój pilot i Magda, moja partnerka. W rajdach takiej dodatkowej pracy jest sporo.

Przed powrotem stwierdziłeś, że był moment, w którym zacząłęś wyobrażać sobie życie bez powrotu do rajdów. Naprawdę aż tak poważnie rozpatrywałeś ten scenariusz?

Tak. Zdecydowanie. To było bardzo prawdopodobne i w pewnym momencie bardziej realne niż mój powrót za kierownicę. Zacząłem sobie układać wszystko tak, aby móc wrócić do normalnej pracy, w której dawno nie byłem. 10-miesięczna przerwa to bardzo dużo, więc trzeba było sobie ten czas jakoś zorganizować. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy mi w tym pomogli.

A co po powrocie było najtrudniejsze? Co najbardziej się zatraca po 10 miesiącach bez jazdy samochodem rajdowym?

Chyba pewność. Wiedziałem, że potrafię i jestem szybki, ale jak się jedzie między drzewami prawie 200 kilometrów na godzinę, to trzeba mocno zaufać opisowi trasy i sobie. A kiedy nie ma się wyjeżdżonych kilometrów to noga na gazie może czasem drżeć w newralgicznych miejscach. Pewność jest najważniejsza po takim powrocie.

A jak w tym czasie wyglądały relacje ze sponsorami?

Przy każdej okazji podkreślam, że dzięki partnerom wróciłem. Bardzo ważne było dla mnie to, że ORLEN na mnie czekał i na pewno do końca życia tego nie zapomnę. Nie jeden sponsor by się pewnie w takiej sytuacji wycofał, a ja mogłem liczyć na dobre słowo i wsparcie. Bardzo to doceniam. To ważniejsze niż jakakolwiek kwota przekazana na moje starty.

Wspominałeś, że masz także plany wykraczające poza Rajdowe Samochodowe Mistrzostwa Polski.

Pojechaliśmy w trzech rundach. Jechaliśmy jeszcze rajd treningowy na trasach rajdu świdnickiego, tuż przed Rajdem Śląska. Planujemy jeszcze pojechać dwie Barbórki. Na Śląsku jest Rajd Barbórki Cieszyńskiej, bardzo popularny w regionie i chyba całym środowisku. Jest bardzo widowiskowy z uwagi na późną porę roku i wahania pogodowe. Tam chcemy pokazać się przed kibicami i podziękować za wsparcie. No i oczywiście barbórka w Warszawie, gdzie przyjedziemy samochodem Rally 2. Moje małe marzenie to całe podium zajęte przez ORLEN Team. Myślę, że to możliwe.

Czego powinienem ci życzyć przed końcówką sezonu i nowym rokiem za kierownicą?

Ja bym życzył sobie jeszcze większej prędkości, ale chyba przede wszystkim spokoju za kierownicą. Chcemy dobrze przygotować się do nowego sezonu. Ten rok pokazał, że gdybyśmy jechali od początku, to byłaby szansa na zwycięstwo.