Kacper Sztuka w najbliższy weekend stanie przed szansą na zwycięstwo w klasyfikacji generalnej włoskiej F4. Polski kierowca przyznaje, że to dla niego znakomity sezon, ale myśli już o kolejnym kroku w swojej karierze.
W pierwszej fazie sezonu Kacper Sztuka mógł mówić o sporym pechu. 17-latek stracił punkty do czołówki włoskiej F4 z powodu awarii i kolizji, ale gdy fortuna zaczęła mu sprzyjać, Polak wykorzystał swoją szansę w stu procentach. Na torach Paul Ricard i Mugello Sztuka wygrał sześć wyścigów z rzędu i przed finałem sezonu jest liderem klasyfikacji generalnej. W rozmowie opowiada o jeździe w F4, początkach kariery, a także planach na kolejny rok i tegorocznej gościnnej wizycie na Grand Prix Holandii na zaproszenie Scuderia AlphaTauri.
Gratuluję ci ostatnich występów we Francji i Włoszech. Na wyścigi zawsze jeździ się wygrywać, ale 6 zwycięstw z rzędu to chyba zaskoczenie nawet dla ciebie. Weekend na Mugello zupełnie zdominowałeś.
Na każdy wyścig jedziemy z myślą o wygraniu i hat-trick na Mugello to był nasz cel, ale myślę, że nikt się tego nie spodziewał. Na dodatek udało się prowadzić właściwie od początku do końca we wszystkich wyścigach. To pewna niespodzianka, ale przede wszystkim efekt naszej ciężkiej pracy przed weekendem i w jego trakcie.
Jak dużą rolę odgrywa praca wykonywana poza torem?
To spora część efektu końcowego. Bolid, którym się ścigamy, mamy dopiero od zeszłego sezonu. W samochodzie nie wszystko od deski do deski jest idealnie skrojone. Wygrywają ci, którzy odpowiednio ulepszą swoja auta najszybciej, dlatego trzeba jak najprecyzyjniej przekazywać wiedzę z jazdy inżynierom i wykorzystywać pracę poza torem. To bardzo ważne.
Przed tobą finał rywalizacji o zwycięstwo we włoskiej F4. Jak czujesz się na torze Vallelunga?
W zeszłym sezonie byłem tam blisko pole position, ale na bardzo szybkim okrążeniu przeszkodził mi inny kierowca. Czułem się tam szybki. W tym roku mieliśmy na Vallelundze dwa dni testów, podczas których udało mi się dopracować kilka rzeczy i poprawić ustawienia samochodu. Na pewno pojadę tam z pozytywnym nastawieniem.
Jakie są twoje cele na czas już po Vallelundze?
Pracujemy nad tym, żeby spiąć budżet i startować w FIA F3. Jest wiele zespołów chętnych na zatrudnienie mnie. Prowadzimy rozmowy z ekipami i liczę, że uda się tam wystąpić. Chcemy jeździć w tej serii, bo to radzą nam osoby dużo bardziej doświadczone w motorsporcie niż my. To taki naturalny krok po jeździe w F4.
Sytuacja byłaby dużo prostsza, ale niestety część wyścigów odbywa się poza Europą.
Wielka szkoda, że tak się dzieje. FIA nie do końca bierze pod uwagę koszty poniesione przez kierowców. Zdecydowali o dodaniu Australii do kalendarza, bo to ciekawy tor. Dla zawodników to z pewnością ma jakąś wartość, ale mocno podnosi koszta startów w F3. Chętnie bym tam pojechał, ale nie jestem fanem takiego rozwiązania dla zawodników na tym etapie kariery.
Niezależnie od tego co wydarzy się w Vallelundze - jak oceniasz ten sezon?
Oczywiście są rzeczy, które mogły potoczyć się lepiej. Od początku sezonu tempo było dobre, ale mieliśmy trochę mniej szczęścia od moich rywali. Najpierw przytrafiły się nam dwie awarie w pierwszej rundzie sezonu. Na Misano zgaszony silnik podczas startu. Na Spa doszło do kolizji z Lindbladem, a wcześniej dojechałem drugi, ale dostaliśmy połowę punktów, bo wyścig był skrócony. Przydarzyło się sporo niefortunnych rzeczy, ale ostatnio szczęście się do nas uśmiecha. Kłopoty pojawiły się za to u innych zawodników z czołówki mistrzostw. Sezon jest bez wątpienia udany i mogę być z niego zadowolony.
W stawce jesteś jedynym Polakiem. Czujesz się rodzynkiem?
Myślę, że nie. Wszyscy kierowcy przechodzili dość podobną ścieżkę i dobrze się znamy. Od małego ścigamy się gokartami i pod wieloma względami jesteśmy podobni.
A jak wyglądają relacje pomiędzy zawodnikami?
To chyba zależy od kierowcy. Wydaje mi się, że akurat ja mam raczej pozytywny kontakt z całą stawką. Rozmawiamy na briefingach czy podiach, pokazujemy sobie coś na telefonach i na pewno nie ma żadnej złej krwi. Na torze jest walka i nie ma przyjaciół. Gdy coś się wydarzy, to trzeba to oczywiście wyjaśnić, ale poza tym kontakt jest dobry.
Czy na początku kariery nie myślałeś o tym, żeby ścigać się w rajdach jak twój tata?
Moim celem zawsze była Formuła 1. Śledziłem zwycięstwa Sebastiana Vettela i oczywiście jazdę Roberta Kubicy. To bardzo motywowało mnie do tego, żeby pójść tą drogą wyścigów. Tata wiedząc jak niebezpieczne są rajdy, raczej mnie do nich nie zachęcał. Oczywiście gdybym miał kiedyś okazję przejechać się rajdówką, to na pewno bym skorzystał, a już najlepiej z tatą.
Nie tak dawno miałeś okazję zobaczyć, jak wygląda F1 z perspektywy padoku i pojechałeś na Grand Prix Holandii. W ramach współpracy z ORLEN wspólnie z innymi młodymi kierowcami wspieranymi przez koncern gościłeś w boksie Scuderia AlphaTauri. Jak ci się podobało?
Niezapomniane przeżycie i ogromna dawka wiedzy. Nikt nie rzucał tam jakichś ogólnych haseł, tylko każdy dawał nam konkretne i ważne z perspektywy młodego kierowcy informacje. Samo zobaczenie samochodów z bliska było już czymś świetnym. Oglądaliśmy wyścig w garażu i spędziliśmy w nim sporo czasu. Oprowadzono nas po boksie i wiemy, jak to wygląda oraz czego się spodziewać, jeśli któryś z nas kiedyś znajdzie się w stawce.
Coś z Zandvoort zapamiętałeś szczególnie?
Chyba najbardziej rozmowę z Franzem Tostem. Zjedliśmy z nim kolację, więc było dużo czasu na zadawanie pytań i mocno z tego korzystałem. Dostałem mnóstwo wartościowych odpowiedzi.